Podróż Barcelona - historia pewnego meczu
Dzień pierwszy.
Zwiedzanie Barcelony zaczęliśmy od La Rambli. Ktoś powie, że tam tłok, sami turyści, tandeta… A ja La Ramblę bardzo lubię, to takie prawdziwe serce Barcelony, a jej widowiskowość i barwność to puls miasta. Niespiesznie przemierzaliśmy całą La Ramblę od Font de Canaletes do pomnika Kolumba, po drodze odbijając nieco w bok by obejrzeć La Boqueria i Palau Guell. Przy Font de Canaletes, XIX-wiecznej fontannie-studni, znajduje się tabliczka informująca, że każdy, kto napije się z niej wody, zakocha się w Barcelonie i zawsze będzie tu wracał. Jestem najlepszym dowodem tego stwierdzenia bo kilka lat wcześniej piłem wodę z tej fontanny, pokochałem Barcelonę i wróciłem tu chętnie. By uczucie nie osłabło i tym razem się napiłem…Bardzo późnym wieczorem wybraliśmy się na spacer po dzielnicy Eixample by zobaczyć najsłynniejsze modernistyczne budynki nocą. Według mnie ich podświetlone fasady prezentują się jeszcze piękniej niż w dzień. Największe wrażenie robi Casa Batllo, nocą wygląda bajkowo…
Dzień drugi.
Wieczorem mecz. Mieliśmy dużo czasu więc wybraliśmy się do Montserrat. To miejsce dla Katalończyków szczególne, tu znajduje się najważniejsze sanktuarium religijne, które jest również symbolem katalońskiego nacjonalizmu. Reżim Franco nie zdołał albo nie odważył się zdobyć Montserrat. W ciągu 40 lat trwania reżimu, kiedy język kataloński był oficjalnie zakazany, na Montserrat śluby i chrzciny odbywały się po katalońsku. Na Montserrat („wyszczerbioną górę”) można dotrzeć kolejką podmiejską z Placa d’Espanya a następnie kolejką linową pod klasztor (dla mających lęk wysokości jest drugi wariant: kolejka szynowa). Na najwyższy punkt masywu Montserrat, Sant Jeroni można dotrzeć jeszcze jedną kolejką szynową. Wszystkie przejazdy kolejkami, włącznie z przejazdami metrem do i z Pl.d’Espanya w ramach jednego biletu. Bardzo wygodne. Po całym masywie prowadzi wiele szlaków a widoki są wspaniałe. Przy dobrej widoczności widać całą Katalonię także Pireneje, Mount Canigo we Francji a nawet Majorkę. Nieco poniżej szczytu obok klasztoru Benedyktynów znajduje się słynne sanktuarium Mare de Deu de Montserrat a w nim Czarna Madonna, ukochana przez Katalończyków, nazywana w ich języku La Moreneta (Czarnulka). By dostać się przed jej oblicze staliśmy ponad godzinę w kolejce. Potem jak większość pielgrzymów dotknęliśmy kuli w dłoni XII-wiecznej Madonny wypowiadając przy tym życzenie.
Dzień trzeci.
Tego dnia postanawiamy zwiedzać Barcelonę za pomocą Bus Turistic. Jest to wygodne ze względu na to że trzy linie docierają do największych atrakcji i można dowolną ilość razy wsiadać i wysiadać, jak i zmieniać linię. Można część atrakcji zobaczyć z górnego pokładu autobusu słuchając audio przewodnika (do wyboru kilkanaście języków, polskiego brak). Do tego jeszcze wiele rabatów, z których faktycznie się korzysta. Jedyny minus to konieczność czekania w kolejce na niektórych popularnych przystankach, zwłaszcza popołudniu. Zwiedzanie zaczęliśmy od dzielnicy Eixample. Po obejrzeniu Casa Lleo Morera, Casa Batllo czy La Pedrera w nocnej iluminacji, tego trochę pochmurnego poranka dzieła te wyglądały trochę blado jakby odsypiały nocne szaleństwa. Dotarliśmy do Sagrada Familia. To dzieło Gaudiego jest symbolem Barcelony i tak już chyba pozostanie na wieki. Ta jedyna i niepowtarzalna budowla zawsze robi nadzwyczajne wrażenie. Trudno przy każdej kolejnej wizycie dopatrzeć się znaczących postępów w tej gigantycznej budowie, tak jak trudno będzie sobie ją kiedyś wyobrazić bez otaczających dźwigów. Na razie ten ‘szokujący widok’ nam nie grozi a w termin zakończenia prac szacowany na rok 2030 chyba nikt nie wierzy. Po obejrzeniu Sagrada Familia zaczęło wychodzić słońce i dzielnica Eixample zaczęła nabierać kolorów. Fasady czy balkony ‘zwykłych’ domów tej dzielnicy wyróżniają się wyjątkową elegancją.Dzień czwarty, ostatni.
Rano postanowiliśmy pospacerować ulicami La Ribera. Zanim tam dotarliśmy przeszliśmy pod Arc de Triomf. Ten olbrzymi łuk triumfalny był w 1888r. bramą Wystawy Światowej. Dzielnica La Ribera pełna jest pamiątek po średniowiecznym handlu. Atmosferę dawnych czasów przywołują nazwy wąskich uliczek dzielnicy: Sombrerers (kapeluszników), Semoleres (wytwórców makaronu), Assaonadors (grabarzy), Mirallers (wytwórców luster), Agullers (wytwórców igieł)… Spośród 135 cechów istniejących tu w średniowieczu aktualnie 52 ulice zachowały ich dawne nazwy. Aktualnie dzielnica słynie głównie ze znajdujących się tu restauracji i barów ale nadal funkcjonują tradycyjne sklepy. Magnesami, które przyciąga do La Ribery największą ilość turystów są: Muzeum Picassa oraz katedra Santa Maria del Mar, uważana za najpiękniejszy kościół Barcelony. Strzelista, majestatyczna sylwetka tej gotyckiej świątyni jest jakby na siłę wciśnięta w labirynt wąskich uliczek.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Już chcę się napić wody z fontanny przy Font de Canaletes, nawet gdybym miała przypłacić to dolegliwościami jelitowymi:) Nigdy nie byłam w Hiszpanii, a zawsze, bo od zawsze jestem fanką Barcy, a zwłaszcza od momentu, kiedy przeczytałam Cień wiatru Zafona, Barcelona jest absolutnym priorytetem. Jakoś nie składa się. Tym bardziej dzięki za relację, fajna wycieczka i śliczne zdjęcia. Pozdrawiam i z prawdziwą przyjemnością kilka plusów składających się na olbrzymi za podróż. Nie mogę sobie odmówić podania składowych: + za wieczorny spacer, + oczywiście za Camp Nou, następny + za mecz, to się nazywa prawdziwy kibic. A wiesz czego najbardziej Ci zazdroszczę? Tego, że na własne uszy stojąc razem z innymi usłyszałeś jak tłum śpiewa "czerwononiebieskim".
-
Z ogromną przyjemnością powróciłam do Barcelony przy Twoich pięknych zdjęciach :)
-
Gratuluję wspaniałej podróży!:)) Obejrzałam część fotek i dostałam zawrotu głowy:)
Wrócę tu jutro. Już jestem chora na Hiszpanię i jej zabytki oraz super widoki:)) -
Zazdroszczę Ci tej tej podróży, a najbardziej meczu - wizyta na Camp Nou to jedno z moich największych marzeń :) Z przyjemnością obejrzałam wiele pięknych zdjęć :)
-
Barcelona to jedno z tych miast jak Paryż, czy Rzym, do którego bardzo chętnie się wraca. Tak i ja wróciłem tutaj wirtualnie dzięki Twojej podróży :-).
-
Wspominam Barcelonę z wielkim sentymentem i chcę tam wrócić. Budynki Gaudiego zapierają dech w piersi. Tam po prostu chce się chodzić i nie ma się dość. Jak byłam na stadionie muszę przyznać sama się wzruszyłam. A Montsserat, kto był ten wie co tam się na górze czuje. Ja miałam okazje podziwiać tam wschód Słońca ... niezapomniane uczucie !
-
Cudowne... po prostu brak słow.
-
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dużo zobaczyłeś w ciągu tych czterech dni. Gratuluję :)
-
świetne zdjęcia , Barcelona jest ciągle moim wielkim marzeniem...
-
Nie bardzo rozumiem fascynację futbolem i tym wszystkim w koło tego, ale wyjazd na zwiedzanie..., każdy pretekst jest dobry. Doskonale wypełniłeś te 4 dni, pięknie nam to opowiedziałeś i zilustrowałeś :)
-
Ciekawy opis i piękne zdjęcia:) Miło było mi z Twoją relacją powspominać moją wizytę w Barcelonie:) Pozdrawiam!
-
Gran Derbi... to mi się marzy... zresztą chyba jak każdemu kibicowi...
-
Świetna relacja z tego pięknego miasta ;) Ja miałem szczęście być na meczu w październiku tego roku, co połączyłem z 5 dniowym zwiedzaniem miasta. Mecz też nie byle jaki bo Gran Derbi. Słuchać jak ponad 96 tysięcy kibiców śpiewa hymn klubowy przed meczem z odwiecznym wrogiem- bezcenne :) pozdrawiam kibica ;)
-
Wydaje mi się że czasami warto miec wroga... a im ten wróg mocniejszy to tym lepiej. Dlatego FC Barcelona jest tak mocna bo od zawsze ma tego mocnego, znienawidzonego rywala Real. Gdyby go nie było nie byłoby takiej motywacji, chęci zwycięstwa. A opuszczenie Primiera Division przez Barcelonę byłoby tragedią dla wszystkich: dla Realu, dla całej ligi i przede wszystkim dla samej Barcelony... Wydaje mi się że analogicznie jest z secesją Katalonii. I to chyba zrozumieli sami Katalończycy bo wybory sprzed miesiąca pokazały że ... chcieliby a boją się...
-
...FC Barcelona, jak każdy klub piłkarski, ma/miała swoje lepsze i gorsze okresy, miasto Barcelona też na pewno nie tylko sukcesy odnosi/ło...
...ciekawe, czy ewentualna konieczność opuszczenia Primera Division w momencie ogłoszenia secesji Katalonii byłaby skłonić jej mieszkańców do zaniechania działań separatystycznych?... -
W przypadku Barcelony 4 dni to jest jak dla mnie w sam raz. Oczywiście można zobaczyć tylko trochę ale zawsze wraca się tu chętnie bo jest jeszcze tyle ciekawych rzeczy. Za każdym razem wyjeżdża się stąd z postanowieniem że się tu wróci. To takie miasto magnez. Za kilka lat wrócę tu pewnie znowu na 3-4 dni i znowu będę wyjeżdżał z przekonaniem że jeszcze tyle zostało do zobaczenia. Barcelona zachwyca mnie tym że jest miastem o wyjątkowo harmonijnym rozwoju. Przez setki lat się rozwijała i nadal się rozwija. Chociażby przez ostatnie sto lat powstało tu tyle atrakcji: moderniści, Gaudi, Picasso, Miro, Tibidabo, obiekty olimpijskie, historia FC Barcelony czy akwarium... A po wcześniejszych wiekach też zostało wiele pamiątek.
-
Jak zawsze u Ciebie, wspaniale skonstruowana i przedstawiona podróż, ogląda i czyta się rewelacyjnie! Nigdy nie byłem w Barcelonie, więc tym bardziej zapoznawałem się z tym materiałem z dużym zaciekawieniem:) Miasto choć bardzo znane, to jednak skrywa wiele ciekawych i mniej znanych miejsc, niż sztandarowe hity turystyczne. Ale jak widać 4 dni to chyba nadal za mało, choć i tak tych 4 dni zazdroszczę i szczerze gratuluję, tym bardziej meczu na Camp Nou:) Duży plus za podróż! Pozdrawiam!
-
Niby tylko 4 dni, a czyta sie jakby to byly 2 tygodnie :-) W Hiszpanii bylem tylko w Andaluzji, ale pewnie po Twojej relacji moze jeszcze kiedys udam sie do Katalonii... Ole!!
-
Zawsze mam szacun dla ludzi pozytywnie zakręconych, tu:wyjazd na mecz, ja też się nieraz porywam na takie zwariowane eskapady. A Barcelony zazdraszczam.
Ciesze się że tu dziś zajrzałam bo zobaczyłam te miejsca do których nie dotarłam i z ciekawością o nich poczytałam dziękuję i pozdrawiam...